Piękna poetka rozstrzelana w czasie wojny. Przeczytaj jej wiersze

fot. Muzeum Historii Żydów Polskich


Od jakiegoś czasu zapoznaję się z poezją Zuzanny Ginczanki (ur. 1917). Była to dziewczyna bardzo uzdolniona. "Podopieczna" poetycko Juliana Tuwima i innych wielkich poetów. Bardzo znana w tym środowisku i podziwiana. Również z uwagi na swoją urodę i osobowość. 


Tworzyła już jako młodziutka dziewczyna, wręcz dziewczynka. Jej poezja nie jest łatwa, jednak słowa, w których zawarła swoje myśli, uczucia i refleksje są tak ze sobą skomponowane, że ujęła mnie tym poruszając to, co niewypowiedziane. Skomplikowane porównania i metafory łączą ze sobą słowa proste, codzienne a czasami takie, które sama tworzyła. Przemawia do mnie swoją dojrzałością i głębią przemyśleń.

Zginęła w czasie II wojny światowej, rozstrzelana przez Hitlerowców w 1944 roku na skutek donosu sąsiadów, że jest Żydówką. U progu swojej młodości i życia, jako poetki. Miała krótkie, acz ciekawe życie. Szkoda, że niespełnione, jako dojrzałej kobiety. Ciekawi mnie to, jaką poetką by się stała i jak potoczyłby się jej rozwój na polu poezji i w którym kierunku by się rozwinął.

Charakter jej poezji przybliżają słowa Mikołaja Mirowskiego z Tygodnik TVP: Ginczanka, korzystając z rezerwuaru pojęć świata antycznego, upodobała sobie poezję, którą z dzisiejszej perspektywy można by nazwać „genderową”. W swoich wierszach autorka zastanawiała się nad istotą pierwiastka męskiego i żeńskiego, i kwestionowała przyjęty w społeczeństwie podział ról płciowych.

Na zachętę, by bliżej poznać Zuzannę Ginczankę, przedstawiam poniżej kilka jej wierszy.

***
Zdrada

Nie upilnuje mnie nikt.
Grzech z zamszu i nietoperzy
zawisł na strychach strachu półmysią głową w dół
O zmierzchu wymknę się z wieży, z warownej ucieknę wieży,
przez cięcie ostrych os,
przez zasiek zatrutych ziół -
 
Ciężko powstaną z rumowisk tłoczące turnie przykazań,
dwadzieścia piekieł Wedy,
płomienie,
wycie
i świst,
noc fanatyczna zagrozi, zakamienuje gwiazdami.
Rtęcią wyślizgnę się z palców.
Nie upilnuje mnie nic.
 
Ty w wilka się zmienisz, ja w pliszkę,
ty w orła, jak w kręte dziwy
nieprzeniknionym zamysłem uprzedzę każdy twój pościg.
Nie upilnuje mnie świat,
o luby - o drogi - o miły,
jeśli nie zechcę
sama
słodkiej majowej
wierności. 


 ***
 Non omnis moriar

Non omnis moriar — moje dumne włości,
Łąki moich obrusów, twierdze szaf niezłomnych,
Prześcieradła rozległe, drogocenna pościel
I suknie, jasne suknie pozostaną po mnie.
Nie zostawiłam tutaj żadnego dziedzica,
Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera,
Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla,
Donosicielko chyża, matko folksdojczera.
Tobie, twoim niech służą, bo po cóżby obcym.
Bliscy moi — nie lutnia to, nie puste imię.
Pamiętam o was, wyście, kiedy szli szupowcy,
Też pamiętali o mnie. Przypomnieli i mnie.
Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb i własne bogactwo:
Kilimy i makaty, półmiski, lichtarze —
Niechaj piją noc całą, a o świcie brzasku
Niech zaczną szukać cennych kamieni i złota
W kanapach, materacach, kołdrach i dywanach.
O, jak będzie się palić w ręku im robota,
Kłęby włosia końskiego i morskiego siana,
Chmury prutych poduszek i obłoki pierzyn
Do rąk im przylgną, w skrzydła zmienią ręce obie;
To krew moja pakuły z puchem zlepi świeżym
I uskrzydlonych nagle w aniołów przemieni.

***




Przepis na prostotę życia


Brukom ulic się dziwić przez okna, liczyć wrony i łykać dzisiejszość,
wszystkie myśli odrzucać od siebie i zostawiać jedynie najmniejszą,
nie nazywać niczego słowami, nie wyplatać ze wzruszeń określeń,
nie wpisywać w zeszyty spostrzeżeń, definicji nie sączyć z uniesień. –

Nie ozdabiać się rzewnowzdychliwie w beznadziejność twarzowo przezłotą,
rozczochranych, cygańskich tęsknotek nie nazywać liliową tęsknotą,
nie przyjmować odwiedzin wspomnienia, które łzawi się zwykle półpłacząc,
nie hodować w doniczce miłości i nie skrapiać snów wonną rozpaczą. –

Łapać muchy i ziewać szeroko; nie odnawiać skończonych rozdziałów –
i nie zbierać kolekcji ze spleenów, autografów i zgasłych zapałów – –
– – łykać ranki hałaśną radością i na dłoniach podawać im serce,
a wieczorem zasypiać w prostocie, jak w dziecinnej mięciutkiej kołderce.


 Perskie Wiersze, Hafis, Perski Poeta

Di Kej

Komentarze

Popularne posty