Listy do Mojego Pana Terrorysty "10"
Mówię „dzisiaj”, żebyś mógł mi powiedzieć „jutro”. Mówię „do zobaczenia”, żebyś mógł mi powiedzieć „na pewno”. Mówię „Do widzenia”, żebyś mógł mi powiedzieć „Dzień dobry”. Powiedziałam „żegnaj”, żebyś mógł mi powiedzieć „witaj”.
Czasem z początkiem Nowego Roku, nowej pracy, w ogóle czegoś nowego jesteśmy podekscytowani, albo pokładamy w tym wszelkie nadzieje, albo wypisujemy postanowienia. Często też się boimy i przeraża nas ten pierwszy krok. Krok w nieznane. Kombinacja wielu uczuć i emocji skutecznie potrafi doprowadzić nas do popadania ze skrajności w skrajność. Od wielkiej euforii do ogromnego wręcz bólu w środku. To jak taniec do żywiołowej, radosnej muzyki ze łzami smutku w oczach. Ciekawe są również postanowienia. Zakładamy się sami ze sobą, że wytrzymamy robiąc pięćdziesiąt pompek dziennie. Albo, że nie będziemy jeść słodyczy i zaczniemy regularnie biegać. Ileż takich i podobnych zakładów przegrałam sama ze sobą. W pierwszej chwili ambitnie i z uporem, z werwą i energią. A później wystarczył jeden dzień przerwy i wyrzucanie samej sobie trwało w nieskończoność. I ten ogromny żal, że nie potrafię być taka czy inna. To wszystko przeciągało się w czasie i rosło we mnie niczym złośliwy nowotwór. Towarzyszyła temu apoptoza moich komórek szczęścia, konieczna do wyniszczenia do zera. Przyszedł dzień, kiedy w moim ciele zabrakło już miejsca na rozrost tej złośliwej tkanki i byłam o krok od implozji.
Pamiętam swoje postanowienie. Teraz wydaje mi się takie odległe i smutne. Rok samotności. Ten moment gdy mówiłam, że potrzebuję czasu, żeby poukładać siebie, żeby wrócić z uśmiechem. Żeby stanąć na nogi, powalczyć o lepsze stanowisko, uczyć się i wiele innych. I ja sobie na to dałam rok! Może nawet więcej. Użyłam dokładnie takich słów: „Rok, a może i dłużej. Bo nie chcę presji czasu. Nie chcę myśleć przy zbliżającym się ostatnim dniu dwunastego miesiąca, że to już. Nie chcę czuć tego ciśnienia, że czas się kończy, a ja jeszcze nie gotowa”. Naprawdę wierzyłam, że zajmie mi to ogromnie dużo czasu. Dlaczego? Bo nie wierzyłam w siebie. Zapomniałam w tym wszystkim o sobie. Uwierzyć w samą siebie to jedna z najtrudniejszych części pracy nad sobą, z jaką miałam przyjemność do tej pory się zmierzyć.
Okazuje się, że potencjał jaki w nas jest bardzo często ukrywa się pod maską o nazwie „niedowiarek”. Nie wiedziałam ile potrafię. Zapomniałam co umiem. Ale skupiłam się na sobie, nad tym by działać. Było wiele dni, w które robiłam sobie przerwy ale bez żalu. Bez wyrzucania sobie, że spałam dłużej czy obejrzałam ulubiony film. Czasem nawet się nagradzałam bardziej. I… nic złego się nie stało, a wręcz odwrotnie. Jestem szczęśliwa. Myślałam, że nigdy tego nie powiem i nie poczuję. Kiedy wracam pamięcią do podsumowań lat poprzednich to zawsze spisywałam to co mi nie wyszło. I dobijałam się bardziej. W tym roku moje podsumowanie jest takie… piękne. Tyle wspaniałych rzeczy się wydarzyło, tyle świetnych rzeczy mogłam zrobić. Poznałam tyle cudownych osób. Mam wszystko, a nawet więcej niż chciałam osiągnąć w rok. Pchła zwróciła mi uwagę, że to, co chciałam osiągnąć w dwanaście miesięcy może dłużej osiągnęłam po trzech miesiącach. Fakty są takie, że… to prawda. Jestem tu. Dokładnie tak jak chciałam. Tak jak sobie wymarzyłam, tylko szybciej. Brat Luigiego powiedział mi kiedyś, że: „dla człowieka z marzeniami, świat stworzy okoliczności do ich realizacji”! Mam nadzieję, że wie jak bardzo jestem mu za wszystko wdzięczna. A najbardziej za ten cytat.
Mam jeszcze trzy marzenia, żeby trzymać w ręku mój własny nick ze studiów – dziękując Wam, że pomogliście mi go zdobyć, żeby w przyszłym roku zrobić jeszcze bardziej radosne podsumowanie – trzymając w ręku szklaneczkę whizpe i żebyś był szczęśliwy – bo chciałabym Cię zobaczyć uśmiechniętego gdy przyjdziesz powiedzieć mi upragnione „dzień dobry”.
Nie mam postanowień na ten rok, mam marzenia…
Ten wpis dedykuję trzem osobom (poza tymi, którym jest dedykowany zawsze):
Pchła, Sofija i Misiek – dziękuję.
P. S.
Mój Pan Terrorysta miał rację, takie osoby istnieją. Nie sądziłam tylko, że znajdę je w miejscu, w którym nie szukałabym nigdy.
Autorka: Czynnik NIEludzki
Jestem
zwykłą dziewczyną i lubię o sobie myśleć, że pojawiam się znikąd i w
międzyczasie. Na co dzień jestem instruktorką tańca dziecięcego zespołu
Apsik. Pochłaniam książki w ilościach niepoliczalnych. Interesuję się
kulturą starożytnego Egiptu, Japonii, Majów, Azteków i Inków. Mówię
płynnie w 4 językach, a trzech kolejnych się uczę. W wolnych chwilach
piszę wiersze, książki, rysuję portrety techniką Stencil, maluję
(ostatnio statki widmo), szyję, szydełkuję, tworzę i przetwarzam
ubrania. Prywatnie jestem mamą 14-letniego Jina, z którym uwielbiamy
grać w szachy, planszówki oraz na gitarze. Gdy jestem zła, sprzątam, a
gdy potrzebuję powietrza, biegam i jeżdżę na rowerze.
***obraz Cdd20 z Pixabay
***obraz Cdd20 z Pixabay
Komentarze
Prześlij komentarz