LISTY DO MOJEGO PANA TERRORYSTY "11"
Zawsze lubiłam wieczory. Konkretnie jeden moment. Dosyć krótki i ledwie zauważalny. Pamiętam, że pierwszy raz zwróciłam uwagę na tę chwilę jako nastolatka. Siedziałam na parapecie i wyglądałam przez okno. To było i jest do dziś moje miejsce zwierzeń, westchnień i rozmów ze sobą. Lubię patrzeć w niebo, lubię zadawać pytania gwiazdom i wreszcie… lubię zamknąć oczy i chłonąć. Gdy, jak to mówi Janek, "nisko jest niebo".
Gdy robi się już szaro na zewnątrz, gdy wszystko powoli cichnie, to wtedy słychać to, co trzeba. Słychać liście drzew zwijające się do snu, słychać skrzydła ptaków chowane do wewnątrz, słychać szepty ziarenek piasku i wszystkie marzenia kamieni. Słychać nurty wodne i szelest stóp leśnych skrzatów, gdy pędzą po mchu do swoich chatek. Słychać jak słońce ziewa i mówi „wrócę jutro, do zobaczenia”. Jeśli zamyka się oczy przy szarówce, to można doświadczyć tego wszystkiego. Zaraz potem następuje noc. Oblewa wszystko ciemną materią, pożera i chłonie nas niczym Venom. I nic nie widać już, tylko gwiazdy. A i one czasem chowają się za lasem chmur.
I właśnie przegapiliśmy najpiękniejszy moment wieczoru. Przejście… Przemianę
z szarości w czerń. Ten cudowny moment jest pomiędzy. Ledwie dostrzegalny. Ale jeśli będziesz mieć otwarte oczy zobaczysz go, doświadczysz. Widziałam go już tyle razy i nadal jest dla mnie zaskoczeniem. Panie Te, wiedział Pan, że ten moment jest jak odwrócony rozbłysk? Jak odwrócona entropia rozbłysku? Tak mniej więcej wygląda i tak go widzę. Jest niebywale magiczny. To tak, jakbyś zatrzymał się w czasie. Jak byś był pomiędzy, pośrodku. Jak w każdej chwili, nie da się i w tej wiecznie trwać. Ale każdy taki jeden, wszystkie one zebrane razem tworzą historię. Twoją historię.
I tak sobie myślę, że moja historia, historia tych momentów jest taka pełna i gęsta. Chociaż trwa nanosekundę, to mieści w sobie niezliczoną ilość minut, godzin czy dni. Zależy kto patrzy. Ostatnio zdałam sobie sprawę, przy okazji jednego z ćwiczeń, że my wszyscy, którzy patrzymy w tym momencie właśnie tam, jesteśmy jak wilki połączone przez księżyc niewidzialną nicią. I choć milczymy, to w środku przedziera się przez nas gdzieś z głębi straszliwe wycie.
Bardzo długo myślałam, że jestem w tym sama. Dopóki nie „usłyszałam” innych wilków. Widzę je codziennie na ulicach, w pracy, w sklepie, warsztacie, wszędzie. Wataha samotników. Chodzą uśmiechnięci, rozmawiają, przechodzą na pasach, kupują pachnące pieczywo. I wszyscy są tak cholernie sami i nieszczęśliwi. Słyszę je wszystkie w nocy Panie Te. Słyszę jak w momencie przejścia coś w nich pęka, coś się kończy i coś je oddala. Zdałam sobie sprawę Panie Te jak bardzo wszystkie wilki są samotne. Spragnione. Czekają, by "wodyimdać". Gdy słucham ich wieczorami, to przypominam sobie siebie. Mnie samą na początku drogi. Zanim spaliłam las.
Kiedyś bardzo chciałam, żeby ktoś usłyszał moje wycie. A dzisiaj to ja je słyszę.
Dziś późno pójdę spać…
***obraz DarkmoonArt z Pixabay
Komentarze
Prześlij komentarz